El Mariachi – reż. Robert Rodriguez
Post napisany dnia o godzinie: Sty 25, 2013Debiut dobrego znajomego Quentina Tarantino nie był łatwy. Fundusz był nijaki, co Rodriguez starał się nadrobić pracując jako tester dezodorantów. Czyli jako zwyczajny królik doświadczalny. Gdy kasa była jako tako wystarczająca, okazało się, że jednak za mało jej, by zaopatrzyć strzelających grajków w sensownie wyglądające spluwy. Zakupił więc… plastikowe. I wtedy rozpoczął prace nad El Mariachi. Film jest jakby prototypem obsypanego pochwałami i nagrodami Desperado, opowiada o muzyku-mścicielu, który zamierza zrobić porządek. Tak się rodzi legenda. Producenci upatrzyli w tej kiczowatej produkcji zalążek talentu, który bez odpowiedniej kasy nie da rady samodzielnie zaistnieć na rynku kinematograficznym. To był wielki film tak dla Rodrigueza, jak i odbiorców. Wykorzystał on schemat dobrego faceta kontra wielu innych złych facetów, wydaje się już schodzącego do lamusa (choć podtrzymywanego przez Segala), wpompowując w niego świeżość. I oto się zaczęło – od tej pory Rodriguez znany jest właśnie z tego rodzaju filmów, gdzie wypasione postacie dają wycisk niczym Rambo. No i film ten, pokazywany w Cannes, połączył go z Tarantino.